Dlaczego prof. Bralczyk lubi emotikony?
2014-12-11 10:51:28Pojęcie "innowacji" istnieje także w językoznawstwie - to nowa forma językowa. Gdy taka innowacja przechodzi do normy, staje się zaakceptowaną zmianą. Jeśli nie - jest błędem językowym - mówił językoznawca prof. Jerzy Bralczyk podczas konferencji o innowacjach.
Prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej podczas swojego wystąpienia na konferencji „Innowacyjnie, czyli jak?” przyznał, że pojęcie "innowacji" istnieje nie tylko w gospodarce, ale również w językoznawstwie, gdzie oznacza nową formę językową. Ale dana forma językowa nie może być innowacją wiecznie. "Gdy innowacja przechodzi do normy, to jest zaakceptowaną zmianą. Ale kiedy nie przejdzie - jest wtedy błędem językowym. (...) Innowacja jest pewnym etapem, jest poczwarką, z której później może wylęgnąć się motyl" - zaznaczał.
- Innowacja pojawia się najczęściej, jako pewien rodzaj reakcji na coś - zwykle jako reakcja na jakiś brak i wynika z pewnej potrzeby - np. gdy brak jest jakiegoś pojęcia, jakiegoś słowa, a pojawia się nowa rzecz - tłumaczył językoznawca i wyjaśnił, że wtedy innowację nazywa się uzupełniającą. Dodał, że w języku pojawiają się także inne innowacje - które na nowo nazywają coś, co było już nazwane. Mogą to być np. pewne neologizmy poetyckie - np. u Bolesława Leśmiana - które pokazują, że język nie wyraził do tej pory tego, co poeta chciał przekazać.
Bralczyk wyjaśniał, że innowacjami są także zmiany semantyczne, a także zapożyczenia. Poza tym niektóre innowacje wynikają z potrzeby skrócenia - dlatego zamiast "policja drogowa" mówi się "drogówka", a zamiast mówić "pracownik budowlany" używa się słowa "budowlaniec".
Innymi innowacjami językowymi są te regulujące. Bralczyk podał przykład, że w bierniku takich słów jak "tamta", "moja" czy "która" pojawia się na końcu litera "ą", a więc mówi się: "tamtą", "moją", "którą". Analogicznie próbuje się też tworzyć biernik od słowa "ta" i mówić "tą" - np. "tą książkę". - Ta innowacja jakoś nie może się przyjąć, ciągle uważana jest za błąd - podsumował Bralczyk.
To jedna z najbardziej niebezpiecznych innowacji
Innowacjami, które również niechętnie są przyjmowane są te, które prowadzą do nadmiaru w języku. Prelegent podał przykład słowa "shop", które się nie przyjęło, bo w języku mieliśmy już słowo "sklep". Bralczyk zwrócił uwagę, że ta innowacja była dla Polaków zbędna, chociaż już np. słowo "market" nam się przydało.
- Jedną z najbardziej niebezpiecznych innowacji, które obserwuję, jest pozbawianie polskich liter ogonków, kreseczek - stwierdził językoznawca. Dziwił się, jak można uznawać, że wszystko jest w porządku, jeśli zamiast "miłość" napisze się "milosc", a zamiast "łoś" - "los". Zaznaczył, że to są innowacje upraszczające.
- Natomiast bardzo ciekawą innowacją w systemie komunikacyjnym wynikającą z nowych technologii są emotikonki, które z przyjemnością obserwuję, bo większość z nich pokazuje sympatyczny stosunek do człowieka. Więcej jest tam uśmieszków niż wyrazów agresji. I to mnie cieszy - powiedział. Przyznał, że sam emotikonek nie umieszcza w swoich tekstach, ale chętnie je otrzymuje w korespondencji mailowej. - Tylko czekam, kiedy w oficjalnych pismach będą pojawiać się emotikonki - aby ocieplić wizerunek urzędników - żartował.
Badacz języka w swoim wystąpieniu zwracał też uwagę na to, jak może zmieniać się znaczenie słowa "innowacyjność". - Innowacyjność pojmowana jest jako potrzebny sposób myślenia, a potrzebny sposób myślenia staje się wartością - zwrócił uwagę i stwierdził, że wartości dosyć łatwo stają się słowami-kluczami, a nawet - co gorsza - słowami-wytrychami. Odrywają się od cech, które możemy zidentyfikować i stają się pustymi hasłami.
Prof. Bralczyk zaznaczał, że w historii sporo już było takich pojęć. Na transparenty trafiały już np. takie słowa jak "równość", "postęp", "pokój", "sprawiedliwość", choć nie bardzo było wiadomo, co one miały oznaczać. - Nazwy wartości stają się nazwami zinstytucjonalizowanymi i obowiązującymi - zwracał uwagę i przyznał, że również słowo "innowacyjność" dobrze czuje się w nazwach i teksach oficjalnych. Nie jest już czymś wyjątkowym, ale staje się koniecznością. Zdaniem Bralczyka to słowo konieczne np. we wniosku o finansowanie. - Jak to słowo się (we wniosku - PAP) pojawi, to już jest wszystko w porządku - żartował naukowiec.
Bralczyk przyznał, że trzeba uważa, żeby również słowo "innowacyjność" nie stało się pustym hasłem. - A słowo może kwitnąć, kiedy ma dobre desygnaty - zaznaczył prelegent. Według niego badacza innowacyjność będzie miała dobre podłoże, jeśli będzie istnieć odpowiednia baza technologiczna i prawidłowe warunki do jej rozwoju.
Podczas konferencji pt. „Innowacyjnie, czyli jak?” organizowanej przez Ośrodek Przetwarzania Informacji – Państwowy Instytut Badawczy (OPI- PIB), 10 grudnia w Warszawie podsumowano Program Innowacyjna Gospodarka 2007-2013. OPI-PIB, który był jedną z instytucji wdrażających PO IG (zajmował się m.in. projektami wdrożeniowymi, związanymi z ochroną własności intelektualnej, a także dotyczącymi prognozowania przyszłościowych kierunków badań). W ramach tych działań podpisano 391 umów, których wartość dofinansowania wyniosła ponad miliard zł.
PAP - Nauka w Polsce
Fot. J. Kamińska