Doktorat. Chęć rozwoju czy dłuższa zniżka na bilet na komunikację?
2014-10-15 08:03:33Jeszcze 20 lat temu mieliśmy na polskich uczelniach 3 tysięcy doktorantów. Dziś więcej ich jest na samym Uniwersytecie Warszawskim, a w całym kraju kształci się ponad 40 tysięcy. To strategia na przeczekanie kryzysu czy może przejaw tęsknoty za elitarnością i prawdziwym wykształceniem – zastanawia się tygodnik „Polityka”.
Według rozmówców „Polityki”, jedynie ok. 10 proc. osób przychodzi na studia doktoranckie ze sprecyzowanym planem naukowym, który konsekwentnie realizują. Reszta wybiera doktorat po trosze z braku perspektyw. Poszerzą horyzonty, rozwiną się intelektualnie, a do tego przedłużą młodość ze zniżkowym biletem na komunikację. Doktorant ma też ubezpieczenie zdrowotne, a czas studiów wlicza się do stażu pracy. Najlepsi mogą liczyć również na stypendia (1-1,5 tys. zł), a inni np. aplikować o granty.
Doktorat jak kiedyś magisterium
„Polityka” zwraca również uwagę na to, że doktoraty to po części tęsknota za elitarnością i prawdziwym kształceniem. – Masowość licencjatów i magisteriów sprawa, że dla zdolnych studentów bywają one rozczarowaniem. Dopiero podczas studiów doktoranckich są traktowani indywidualnie – wyjaśnia tygodnik.
Ilość studiów doktorskich wpływa niestety na ich jakość. Poziom jest zróżnicowany, ale jak zastrzega w rozmowie z „Polityką” prof. Arkadiusz Chrudzimski z Uniwersytetu Szczecińskiego, „tragedii nie ma”. – Nie spotkałem się jeszcze z pracą, która byłaby całkowitą żenadą. Owszem, trafiają się irytująco niedorobione, ale to jednak całkowicie inny poziom niż magisteria – ocenia.
W CV doktorat szkodzi
Czy tytuł doktora zwiększa szanse na rynku pracy? Trudno powiedzieć, ale wiele osób podczas aplikacji woli ten fakt zataić. Dotyczy to nie tylko przeciętnej polskiej szkoły (dyrektorzy postrzegają doktorantów jako potencjalne zagrożenie), ale również pracy w korporacji. W tym drugim przypadku takie wyksztalcenie może nawet zaszkodzić. – Wiem od znajomych, że ubiegając się o stanowisko w dużej firmie, lepiej zataić, że się robi doktorat. Prawdopodobnie chodzi o to, że ludzie boją się lepiej wykształconych od siebie i spodziewają się, że doktorant będzie się wymądrzał – opowiada cytowana przez „Politykę” doktorantka.
MAS/”Polityka”
Fot. Krzysztof Zatycki