Erasmuska w Wiedniu
2009-10-26 09:18:39Rozmowa z Zuzą Lipska, studentką prawa Uniwersytetu Warszawskiego, która wyjechała na stypendium Erasmus do Wiednia na rok.
dlaStudenta.pl: Za stypendium da się żyć?
Zuza Lipska: Wychodzi 350 euro na miesiąc. Pieniądze dostałam w trzech ratach, ale się nie da za nie utrzymać. Na miesiąc na życie trzeba wydać około 800 euro. Pomagali mi rodzice. Poza tym mieszkałam w wyjątkowo tanim akademiku, bo płaciłam 175 euro na miesiąc. Taniej już się nie da.
Jak trafiłaś do tak taniego akademika?
Przez przypadek. Akademik znalazłam przez stronę internetową: www.akademikerhilfe.at. Zgłoszenie do wybranego akademika trzeba wysłać mejlem. Potem czeka się na mejla zwrotnego i informację o pierwszej racie. Nie dostałam takiej informacji, natomiast otrzymałam pismo, że w związku z tym, że nie uiściłam opłaty za pierwszą ratę, oni kasują moją rezerwację. Protestowałam, ale stwierdzili, że ja musiałam zgubić od nich odpowiedź. Jednak przesłali nową ofertę, z której wybrałam akademik, w którym mieszkałam przez rok. Niestety, w grę wchodził tylko pokój dwuosobowy, ale umówiłam się z koleżanką i umieściłam jej nazwisko w ankiecie, a ona moje.
Skoro taki tani, to pewnie nie miał szczególnych warunków...
Miał standardowe warunki. Mieszkałam w dwuosobowym całkiem sporym pokoju. Wyposażenie było podstawowe: dwa łóżka, dwa biurka, dwa krzesła, dwie szafy. Łazienki i dwie duże kuchnie dla całego piętra znajdowały się na korytarzu. Miał świetną lokalizację, w samym centrum, w VIII dzielnicy. Na uniwersytet szło się 10 minut na piechotę.
Jak już doszłaś na uniwersytet?
Erazmusi są traktowani życzliwie przez profesorów. Można zdawać egzaminy pisemnie albo ustnie po niemiecku. Niektóre przedmioty, typu wykładów specjalizacyjnych, dotyczące jednej tamtykitematyki prowadzone były w zupełnie niespotykany dla mnie sposób, np. rzez 4 dnia z rzędu prowadzone są zajęcia od 9-18 (Tym sposobem trzeba było na niektóre przedmioty poświecić zaledwie 4 dni w semestrze, choć muszę powiedzieć że jest to forma bardzo intensywna i wyczerpującą, ale jednocześnie cały materiał przerobiony jest „na raz". Nie musiałam kupować w zasadzie żadnych podręczników. Tylko na jednych zajęciach były obligatoryjne. Wszystkie materiały do nauki otrzymywałam na maila, tak jak wszyscy studenci od prowadzących wykłady.
Na jedzenie idzie najwięcej pieniędzy poza mieszkaniem.
Są stołówki, które oferują naprawdę dobre jedzenie. Za 4 euro można zjeść pełnowartościowy obiad. Bilet miejski za 4 miesiące to 128 euro.
Jakie rady dasz Erasmusowi, który dopiero wyjeżdża?
Można poradzić Erasmusowi, który tam jedzie, żeby nie brał ze sobą tyle rzeczy, ile planuje wziąć. Wzięłam cała szafę, którą miałam w Warszawie i prawię połowę rzeczy, z niej nie wyjęłam. Trzeba na pewno się dowiedzieć, czy w akademiku są naczynia. Warto wziąć udział w trzytygodniowym kursie językowym, za który trzeba samemu zapłacić, ale potem otrzymuje się za niego zwrot pieniędzy. On kosztuje 335 euro. Zajęcia się codziennie od 9 do 14. Szkoli się język. Polecam ten kurs, bo poznaje się innych Erasmusów, z którymi można potem utrzymywać kontakt. To też jest ważne, bo jedzie się do nowego miasta, w którym nikogo się nie zna.
Miasto odgrywa duża rolę.
Oczywiście. Wybrałam Wiedeń, bo znam niemiecki, a do Niemiec nie chciałam jechać. Teraz podkreślam, że to najpiękniejsze miasto, w jakim byłam. Bardzo zanim tęsknię. Podczas studiów w Warszawie mieszkałam z rodzicami, bałam się, czy sobie poradzę i okazało się, że sobie świetnie poradziłam. To nie jest daleko. Tylko 7,5 godziny jazdy pociągiem a godzina samolotem. Jeśli cokolwiek się dzieje, można szybko wrócić do domu. Dla mnie to było ważne. To miasto cały czas żyje. Są wspaniałe muzea. Byłam w Austrii, kiedy było Euro. Austriacy je tak świetnie zorganizowali, że boję się, co teraz zbędzie w Polsce się działo. Nie wiem, czy uda się tak świetnie zorganizować mistrzostwa Europy w piłce nożnej.
Rozmawiała: Marta Chowaniec
(marta.chowaniec@dlastudenta.pl)