Nie ma alternatywy dla uniwersytetów! Prof. Banyś odpowiada Minister Nauki [LIST]
2015-02-18 11:36:41Przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich i Rektor Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach prof. Wiesław Banyś zareagował na słowa Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego prof. Leny Kolarskiej-Bobińskiej, oskarżające rektorów o złą sytuację na polskich uczelniach.
Treść listu:
Z zadumą i smutkiem przeczytałem wywiad Pani Redaktor Agnieszki
Kublik z Panią Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, prof. Leną
Kolarską-Bobińską w sobotnio-niedzielnym wydaniu GW z 7-8 lutego br. pod
jakże frapującym tytułem: „Uniwersytet psuje się od rektora”. Zabrakło
mi w tym tytule jeszcze tylko wykrzyknika!
Z zadumą, bo aż się wierzyć nie chce, że w Gazecie
Wyborczej, której „nie jest wszystko jedno”, jak głosi jej przesłanie w
kampanii w sprawach ważnych dla mieszkańców naszego kraju, ktoś, nie
wiem kto, znalazł przyczynę „psucia się uniwersytetów”. No i, a jakże,
winien jest oczywiście – rektor. Autonomiczny, niezależny, który
dopuszcza, że niezatrudniani są młodzi ludzie, konkursy są „ustawiane” i
ma jeszcze wiele innych ciężkich grzechów na sumieniu. Równie dobrze
moglibyśmy ukuć kilka takich zgrabnych uogólnień na temat np. mediów,
polityki, przemysłu czy służby zdrowia etc. Ale tak nie powiemy, bo nam,
rektorom, rzeczywiście „nie jest wszystko jedno” i nie chcemy tak
złożonych spraw i wątków składać na barki odpowiedzialności tylko jednej
osoby, bo byłoby to po prostu bardzo nierzetelne, a po ludzku –
nieuczciwe. Ze smutkiem, bo aż mi się wierzyć nie chce, że
można tak szybko i tak łatwo uogólnić coś, co jest tak złożone. To tak,
jakby nasze akademickie standardy analizy zjawisk tego świata nagle się
zapadły pod ziemię, przestały być przestrzegane i ktokolwiek miałby moc
rozwiązania naszych problemów biało-czarnym widzeniem rzeczywistości. Po
pierwsze: kwestionuję samo stwierdzenie, że uniwersytet się psuje,
zanim jeszcze przejdziemy do kwestii „od kogo albo raczej: od czego się
psuje”. Tu i ówdzie pojawiają się wieści o bliskim końcu
uniwersytetów, ponoć „śmierć uniwersytetów” już nadeszła – przeżyły się
one w dobie Internetu, Massive Open On-line Courses i postępującej
globalizacji. Uniwersytety podobno stają się też coraz mniej potrzebne,
bo archaiczne, bo pielęgnują tylko tradycję, generalnie – status quo.
Czasem słyszy się wersję „light” takich stwierdzeń, że wprawdzie jeszcze
uniwersytety nie zginęły, ale już się psują – ciekawe, że nie mówi się,
że od środka? – ale, jak we wspomnianym wywiadzie, od głowy, czyli od
rektora. Na całe szczęście panują też liczne poglądy, które
osobiście podzielam, że to, czym rzeczywiście jest uniwersytet zależy od
nas samych – ludzi tworzących uniwersytet, że musimy starać się jeszcze
bardziej wzmacniać nasze uniwersytety, bo na razie niczego lepszego nie
wymyślono, by cywilizacja mogła się rozwijać, by kształcić akademicką i
intelektualną elitę kraju, świadomych obywateli, by budować kapitał
społeczny, by tworzyć badania naukowe, postęp, by publicznie debatować
nad najważniejszymi naszymi sprawami. A że mamy co robić, to
oczywiste, jak w każdej złożonej strukturze społecznej (nie chcę nawet
przytaczać smutnych przykładów innych, niedomagających struktur
społecznych w naszym kraju!), i w naszych uniwersytetach – mówiąc
„naszych” nie myślę zresztą bynajmniej tylko o naszych polskich, ale
tych europejskich, amerykańskich i z innych zakątków świata – zdarza się
jeszcze wiele nieprawidłowości. Trzeba zdecydowanie je
wszystkie eliminować, nie ma najmniejszej wątpliwości, tam, gdzie się to
ewentualnie zdarza, „ustawianie” konkursów, blokowanie zatrudniania
młodych ludzi, ograniczenia mobilności, „grzecznościowe” czy
„koleżeńskie” recenzje, nierzetelność badawcza, plagiaty, mobbing, etc.
Mogę Państwa zapewnić, że rektorzy, jeśli takie przypadki mają miejsce i
rektorzy o nich wiedzą – to na takie nieprawidłowości zdecydowanie
reagują. A naszą powinnością jest promować i rozwijać przede
wszystkim najwyższą jakość badań naukowych i kształcenia, partnerstwo ze
studentami i doktorantami, otwartość uniwersytetów i wspólne budowanie
społeczności i kultury akademickiej w ścisłej współpracy z szeroko
pojętym otoczeniem społeczno-gospodarczym uniwersytetu, jak o tym mówimy
w nowej społecznej odpowiedzialności uniwersytetu. Byłoby
dobrze także, byśmy bardziej dyskutowali o sprawach systemowych,
generalnych, i żebyśmy sobie uświadomili rzecz, moim zdaniem, zasadniczą
dla naszych rozważań: otóż, dla rozwoju naszych uniwersytetów potrzebny
jest program rozwoju szkolnictwa wyższego i nauki w naszym kraju –
klarowna wizja kierunku, w którym chcemy się rozwijać i określić
skorelowane z tym stosowne nakłady finansowe i zmiany legislacyjne.
Ponad podziałami politycznymi, bo wszystkie partie polityczne powinny
traktować nasze uniwersytety jako dobro narodowe, inwestycję w
przyszłość. Taką wizję Konferencja Rektorów Akademickich Szkół
Polskich przedstawiła już w 2010 r. Niestety, inicjatywa nie została
finalnie podjęta przez ówczesne władze ministerialne, obecnie kończymy
aktualizację zawartej tam diagnozy i propozycje wariantów finansowania
szkolnictwa wyższego. Proponowaliśmy też Pani Minister L.
Kolarskiej-Bobińskiej wspólne przygotowanie takiego programu rozwoju
szkolnictwa wyższego. W sposób oczywisty, taki program, ponad
podziałami politycznymi, musi być skorelowany z odpowiednimi nakładami
finansowymi. Przypomnijmy w tym miejscu, że nakłady budżetowe na 1
studenta w Polsce wynoszą nieco trochę ponad 3 tys. euro na 1 studenta
na rok, podczas gdy średnia w Unii Europejskiej to 2 razy tyle.
Przypomnijmy także, że nakłady budżetowe (środki polskie) na badania
naukowe wyniosły w roku 2014 – 0,29% PKB (i zanotowały dramatyczny
spadek w stosunku do stanu sprzed roku 2010), a wraz ze środkami
europejskimi wynoszą aktualnie zapewne ok. 0,42% PKB. Być może około
drugie tyle wpływa ze źródeł pozabudżetowych, czyli w sumie może blisko
0,85% PKB. Jest to dramatycznie mało. Strategia Europa 2020 zakłada, że w
roku 2020 nakłady na badania naukowe i rozwój będą wynosić 2% PKB, 1%
środków budżetowych i 1% środków pozabudżetowych. Takie deklaracje
znalazły się też w exposé Pani Premier Ewy Kopacz. Muszą one zostać
zrealizowane, by Polska nie została w tyle w stosunku do innych Państw w
Europie! Tym bardziej, że po roku 2020 szansa na to, że środki
europejskie mogące wspomagać nasz rodzimy budżet szkolnictwa wyższego –
jeśli w ogóle jakieś dla Polski będą przeznaczane – jest absolutnie
minimalna. Cieszymy się bardzo, że w tegorocznym budżecie
znalazły się dodatkowe środki finansowe na szkolnictwo wyższe (6%
więcej) i na naukę (10% więcej), że zdecydowanie rozwijamy konkurencyjny
tryb pozyskiwania funduszy na badania dzięki konkursom ogłaszanym przez
takie instytucje, jak: Narodowe Centrum Nauki, Narodowe Centrum Badań i
Rozwoju, i programy jak np. Narodowy Program Rozwoju Humanistyki etc.,
bo tak się też to robi na całym świecie. Ostatnimi laty na inwestycje w
obszarze badań i szkolnictwa wyższego rząd przeznaczył blisko 29 mld
złotych. Powstały nowoczesne laboratoria, centra naukowe, uniwersyteckie
kampusy. Nie zapominajmy o tych dużych naszych osiągnięciach. Natomiast
niezorientowanych czytelników informacja, że płace nauczycieli
akademickich wzrosły od roku 2012 o 30% może wprowadzić w zdziwienie!
„Czegoż jeszcze oni chcą?” Otóż płace nauczycieli akademickich nie
wzrosły do 2015 r. per saldo o 30%. Przypomnijmy, że decyzją ówczesnego
ministra finansów zlikwidowane zostały koszty uzyskania przychodu w
wysokości 50% dla szeroko rozumianych twórców, w tym nauczycieli
akademickich, którzy takie koszty mogli odliczać od części swojego
przychodu. Stało się to w ramach likwidacji tzw. „przywilejów”
pracowniczych – tak jakby koszty uzyskania przychodu, gdy są realne,
były przywilejami, a nie kosztami. To powoduje, że z dużą dozą
prawdopodobieństwa (porównanie PIT-ów w tym roku prawdę nam powie)
możemy powiedzieć, że wynagrodzenia netto nauczycieli akademickich będą w
r. 2015 (ostatni etap tej regulacji) porównywalne z wynagrodzeniami
netto przed likwidacją 50% kosztów uzyskania przychodu. Ta
sytuacja bardzo wyraźnie przekłada się na bardzo słabą konkurencyjność
zarobków dla wszystkich nauczycieli akademickich, w tym, oczywiście, w
szczególności, tych rozpoczynających dopiero swoją pracę, o których
głównie mowa w wywiadzie. Miałem wielu bardzo dobrych magistrantów, ale
gdy im zaproponowałem studia doktoranckie, a potem ewentualnie pracę na
uczelni, to, usłyszawszy, za jakie pieniądze mieliby pracować, grzecznie
mi dziękowali. Ileż mamy też przypadków świetnych młodych ludzi, którzy
wyjechali za granicę czy to na studia doktoranckie, czy to na staże
postdoktorskie i już do nas nie wrócili, bo nasze wynagrodzenia są
zdecydowanie niższe od propozycji zatrudnieniowych w uczelniach Europy
Zachodniej czy amerykańskich. Do tego dochodzą też paradoksalne
sytuacje, w których doktorant, mający dobre stypendium doktoranckie
fundowane z innych źródeł niż uczelniane, zarabia często tyle samo albo i
więcej niż profesor uczelniany. Po skończeniu pobierania takiego
stypendium, przy rozmowie o ewentualnej dalszej pracy na uczelni, jest
zaskoczony, że ma dostać mniej więcej dwa razy mniej pieniędzy niż w
trakcie studiów doktoranckich i na ogół rezygnuje z pracy. Ponadto to
właśnie młodzi ludzie bardzo często wyjeżdżają za granicę, wygrywają
tam, jak jeden z moich młodych adiunktów, konkurs na stanowisko z
apanażami, o których u nas nawet nie można było pomarzyć. Na szczęście
jest też wielu takich, którzy mimo tych różnych problemów zostają w
Polsce i mają wspaniałe osiągnięcia. I coraz częściej do konkursów w
Polsce stają też obcokrajowcy. Tak więc, gdy mówimy o tym, że
za mało jest osób młodych na uczelniach, bo „kadrą akademicką kieruje
obrona status quo, zwykła rutyna i zazdrość” (sic!), pomijając już to,
że to stwierdzenie krzywdzi zdecydowaną większość nauczycieli
akademickich, to zróbmy wszystko, co w naszej mocy, by zatrzymać młodych
ludzi w Polsce. Zresztą nie tylko tych, którzy chcieliby zostać na
uniwersytetach, ale także tych, którzy za chlebem i lepszym życiem
wyjeżdżają za granicę. Przypomnijmy w tym kontekście, że
Polska jest na 3 miejscu od końca w Unii Europejskiej, jeśli chodzi o
liczbę pracowników naukowych na 1000 mieszkańców (Polska: 4,6, średnia
unijna: 12,5, a polscy pracownicy naukowi to zaledwie 3,5 % wszystkich
pracowników naukowych w Unii Europejskiej, dla porównania: pracujący w
Niemczech to 22%). Gdyby więc nasz kraj zdecydował się na postawienie na
edukację szeroko pojętą i sfinansowałby drugie tyle nowych miejsc pracy
w uczelniach (przypomnijmy, że jest to niecale 110 tys. osób),
osiągnęlibyśmy wtedy przynajmniej średnią unijną. Nie ma najmniejszych
wątpliwości, że mogłyby one być wykorzystane przede wszystkim przez
nasze młodsze koleżanki i kolegów. Gdybyśmy dodali też odpowiednie
środki finansowe, aby można było nie tylko utworzyć etat z bardzo
niskim, tak jak jest teraz, wynagrodzeniem zasadniczym, ale z takim, by
nasza młodzież chciała na tych miejscach pracy pozostać, to powinno się
wiązać także ze stosownym podniesieniem wynagrodzeń dla kadry, która
jest już bardziej doświadczona. I wymagajmy zdecydowanie absolutnie
najwyższych standardów jakości badań naukowych i kształcenia, rozstając
się z tymi pracownikami, którzy nie są w stanie im sprostać, bo
absolutnym naszym priorytetem musi być jakość pracy. W sposób oczywisty w
parze z takimi działaniami musi iść wysoki, profesjonalny poziom
zarządzania uniwersytetami. Nierealne? Nierealne tak długo, dopóki nie
określimy dokąd idziemy, tak długo, dopóki nie postawimy na szkolnictwo
wyższe. Tak długo, jak będziemy tylko mówić o promowaniu jakości i
świetności, słynnej excellence, badań, ale tylko na mówieniu będziemy
poprzestawać. Tak długo, jak nie będziemy brać przykładu np. z Niemców,
Finów czy Francuzów, przeznaczających stosowne – duże! – środki na
wspomaganie ośrodków akademickich, dodatkowe wsparcie dla najlepszych i
konsolidacje, różnego typu współpracę i łączenie się ich w większe
organizmy, działające w ramach koopetycji – i współpracy i konkurowania.
Tak długo, jak nie będziemy dopuszczać, by samorządy – tak jak jest np.
w Niemczech czy Francji – mogły dofinansowywać uniwersytety, które są
na ich terenie, poprzez zmianę ustawy o samorządach. I nie
mówmy o psuciu (się) uniwersytetów! Raczej zróbmy wreszcie polski, ponad
podziałami politycznymi, program rozwoju szkolnictwa wyższego i nauki
ze stosownymi zobowiązaniami finansowymi każdego kolejnego rządu RP na
rzecz jego realizacji. Nie wyeliminujemy zapewne wszystkich
niedoskonałości, bo natura ludzka ułomną jest, ale zdecydowanie je
zredukujemy. Działając razem i konstruktywnie, rozbudujmy polskie
uniwersytety dla dobrej przyszłości naszego kraju!
Wiesław Banyś
Rektor UŚ
Przewodniczący KRASP
Źródło: www.amu.edu.pl
Fot. Marcin Jurek