Totalne pomyłki, genialni teoretycy i killerzy
2012-10-22 09:13:04- Nie zatrudniam absolwentów - mówi Maciek Borówka, w piątkowym wywiadzie, przeprowadzonym dla serwisu wyborcza.biz. Jak wygląda rynek pracy z perspektywy pracodawcy? Kiepsko. Świeżo upieczeni absolwenci w większości nie nadają się do pracy. Wysokie wymagania rynku pracy? Problemy z systemem edukacji? O tym w dalszej części tekstu.
Zadziwiający fakt. Absolwenci, często renomowanych kierunków oraz kierunków, które, wydawałoby się, są przyszłościowe, w ocenie pracodawcy nie nadają się do pracy. Zauważył to również dziennikarz przeprowadzający wywiad. - Nie zatrudniam, bo się generalnie nie nadają do pracy - dodaje Borówka. W swoich wypowiedziach zwraca uwagę na wiele problemów, związanych nie tylko z kwestiami edukacyjnymi (o których za chwilę), ale też na problemy z samymi absolwentami i studentami. - Kiedyś przyjmowałem ludzi z tej grupy - dobry student, ale bez doświadczenia. Inwestowałem w nich, szkoliłem, ponosiłem znaczne koszty. Niestety, lojalność nie jest podstawową cechą młodych ludzi w Polsce - dodaje.
Jednocześnie dzieli osoby kończące uczelnie na trzy kategorie, z którymi zresztą trudno się nie zgodzić. Pierwsza to tak zwane "totalne pomyłki", czyli osoby, które poszły na studia przez przypadek, za namową rodziców bądź by spełnić ich ambicje i aspiracje. Druga grupa, którą można nazwać "genialnymi teoretykami", to studenci z zasobem wiedzy teoretycznej, której nie potrafią przełożyć na praktykę. Brak im również umiejętności pracy w zespole, wiedzy na temat prowadzenia projektów czy patrzenia na zagadnienia z perspektywy klienta. - Niestety, takiej wiedzy nie wynoszą ze szkoły, czy uczelni - kwituje pracodawca. Trzecią, najatrakcyjniejszą dla rynku pracy, grupą są tzw. "killerzy", jak określa ich Borówka. - Świetnie przygotowani, profesjonaliści. Po 5 latach studiów potrafią mieć 3 lata doświadczenia w pracy. A jeśli nie w pracy, to mają w swoim życiorysie jakąś działalność, spółeczkę, samodzielny projekt.
Jednocześnie Borówka zastrzega, że takich osób również nie zatrudnia. - Niestety, ich też nie zatrudnię, ale głównie dlatego, że oni nie szukają pracy. Na tych ludzi czeka już rynek, oni są praktycznie niedostępni dla tak niewielkiej spółki jak moja.
Wydaje się, że jest to sytuacja bez wyjścia. Jednak najważniejszą kwestią są źródła problemu. A te, wg prezesa firmy informatycznej, znajdują swoje źródło w systemie edukacji wyższej. - Szwankuje system szkolnictwa wyższego. Skupia sie na wiedzy teoretycznej, a nie na zbieraniu doświadczenia przez studentów. Miałem okazję studiować kilka lat we Francji. Po 1. roku studiów, 2 miesiące stażu, po 3. roku studiów 4 miesiące stażu. Najciekawszy był ostatni rok studiów - pół roku stażu w firmie - dodaje. Na potwierdzenie swoich słów przywołuje przykład sposobów działania na francuskich uczelniach. Porównując je z uczelniami polskimi dostrzega wyraźne różnice, zwłaszcza w długości odbywanych praktyk bądź staży, ale też w tak istotnej kwestii jak podejście władz uczelni do potencjalnej współpracy z pracodawcą, który mógłby dać studentowi odpowiednią wiedzę praktyczną. - Jestem pracodawcą, siedziba mojej firmy jest kilkaset metrów od Uniwersytetu Gdańskiego i jakieś 4km od Politechniki Gdańskiej. Dlatego mnie nie "atakuje" żadna uczelnia, żaden "uciążliwy" dziekanat nie naciska na przyjęcie ludzi na staż, nikt mnie nie bombarduje listami, ofertami współpracy? - pyta Borówka.
Wina leży również po stronie samych studentów i absolwentów. Sami nie zabiegają o praktyki i staże. Dodatkowo, jak ocenia pytany, cechują się nielojalnością. Z jednej strony może pojawić się tu pytanie o kiepskie wynagrodzenia i warunki pracy, które nie zachęcają do lojalności względem danego przedsiębiorstwa. Jednak z drugiej strony, co obliguje pracodawcę do przyznawania wysokiej płacy komuś, kto nie zna się na pracy, którą ma wykonać? A wielu studentów nie pali się do odbywania praktyk. - Studenci na myśl o stażu ciężko wzdychają - "znowu bedę stał przy kserokoparce". Trochę jest w tym prawdy, ale po kserokopiarce przyjdzie czas na inne zadania. Wiele osób zaczynało od kopiowania dokumentów, a dziś w tych samych firmach są specjalistami. Tak to już jest, że każdy musi odstać te kilka miesięcy przy ksero - podsumowuje Borówka.
Jak zatem poradzić sobie na rynku pracy? Mogłoby się wydawać, że nawet bycie "killerem" nie pomoże, gdy mała firma boi się zatrudnić specjalistę. Lepiej jednak móc na początku kariery pochwalić się w swoim CV inną pozycją niż jedynie dyplom ukończenia wyższej uczelni. Oddzielną sprawą jest potrzeba wprowadzenia zmian w działalności akademickiej, która powinna być zorientowana na zdobywanie doświadczenia i wiedzy praktycznej. - Nie zrobimy tego z roku na rok, ale próbujmy działać krok po kroku. Inaczej świata nie dogonimy, a absolwenci będą bez pracy - kończy rozmowę Borówka.
Cała rozmowa z Maciejem Borówką już we wtorek 23.10, w dodatku Mój Biznes do "Gazety Wyborczej".
Opracował: Bartek Janiczek
Fot. Łukasz Bera