Rowerem nad fiordy
2013-08-23 15:06:05Moja długo oczekiwana wyprawa rowerowa po Skandynawii przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Całość przejechałam szybciej niż myślałam. Rower okazał się bezawaryjny (2 dętki po przejechaniu ponad 5 tysięcy km mogę mu wybaczyć). Nie miałam żadnych przykrych doświadczeń, za to wiele miłych niespodzianek.
Na początku była Pribaltika. Teren płaski wśród widoków pól i lasów - w sam raz na przyzwyczajenie się do roweru i jego niemałego ciężaru. Na Litwie widziałam przyczepę pełną siana ciągnięta przez… nowiutki samochód terenowy. Promem z Tallina dotarłam do Finlandii i zostałam powitana przez Fina mówiącego po polsku. Byliśmy już wcześniej umówieni przez warmshowers.org – świetna strona łącząca rowerzystów, ułatwiająca noclegi.
Jechałam na północ przy granicy z Rosją, wschodnią stroną, która jest pagórzysta. Piękne krajobrazy leśno-jeziorne, dużo reniferów to tylko część z miłych wrażeń. Najbardziej, pozytywnie zaskoczyli mnie ludzie. Pod namiotem spałam tylko 4 noce. Resztę noclegów spędziłam pod dachem, u przypadkowych ludzi. Byłam przyjmowana bardzo życzliwie i nie ukrywam, że miło było porozmawiać z kimś po całym dniu samotnej jazdy. Niejednokrotnie mogłam skorzystać z sauny, byłam częstowana posiłkami i kawą.
Norwegia przywitała mnie widokami zapierającymi dech w piersiach, bardzo gościnnymi ludźmi i dobrą pogodą. Kondycyjnie była najbardziej wymagająca, jednak podjazdy były głównie serpentynowe, więc pod niedużym nachyleniem – spodziewałam się, że będzie gorzej. Krajobrazy wynagradzały cały wysiłek. Choć zatrzymywanie się co chwila na robienie zdjęć spowalniało jazdę, nie mogłam się powstrzymać. Kilka przygód miałam wręcz niewiarygodnych: pewnego dnia Pan Piekarz zaoferował mi podwiezienie do ścieżki rowerowej, którą mam za jakieś 40 km (tam gdzie byłam był zakaz jazdy rowerem) - wdzięczna skorzystałam. Wysadził mnie jak obiecał i objaśnił jak mam dalej jechać. Ścieżka rowerowa była wygodna, szeroka i biegła przy coraz bardziej ruchliwej drodze. W pewnym momencie ktoś na mnie zatrąbił. Myślę „Jestem na ścieżce, to komu przeszkadzam!?” A to był Pan Piekarz, który dogonił mnie innym samochodem, żeby dać mi świeży chleb i cały zapas bułeczek. I jak tu nie wierzyć, że świat jest piękny, a ludzie mili?
Końcówka, czyli Szwecja i Dania, minęła mi bardzo szybko. Trasa znów płaska, aż nudna i zmęczenie już dawało o sobie znać. Pogodę miałam strasznie zmienną: co 15 minut deszcz ustępował palącemu słońcu i odwrotnie. Jednak sympatyczni ludzie wynagradzali niedogodności.
Podsumowując, przejechałam na rowerze 5836 km w 41 dni, robiąc średnio 142 km dziennie. Spełniłam swoje marzenia, odwiedzając państwa, w których nigdy nie byłam, oglądając na własne oczy cudowne widoki i doświadczając przygód, jakich bym się nie spodziewała.
Mój blog http://skandynawia2013.blog.pl/ był prowadzony na bieżąco, z trasy, można tam znaleźć więcej szczegółów.
ip