Skąd bierze się "stracone pokolenie"?
2011-04-05 18:41:08„W dzisiejszych czasach młodzi ludzie mają niewielkie szanse na znalezienie satysfakcjonującej pracy” – pod tym zdaniem, będącym punktem wyjścia i tezą cyklu „Stracone pokolenie” Gazety Wyborczej, podpisze się pewnie większość osób poszukujących pracy. Ale to samo zdanie osoby oferujące pracę czytają ze zdumieniem, i niekiedy lekką frustracją.
Lektura relacji z nieudanych zawodowych
startów i nierozwiniętych ścieżek kariery tę frustrację rekrutera pogłębia.
Wygląda na to, że na naszym rynku pracy osoby poszukujące pracy z determinacją
oraz pracodawcy intensywnie poszukujący pracowników, w tym tych młodych, z
otwartą głową, których jedynym kapitałem są na początek chęci i gotowość do
ciężkiej pracy – nie mogą się jakoś spotkać w połowie drogi.
Przyczyną
może być zderzenie międzypokoleniowe: na rynek pracy wchodzi „roszczeniowe
pokolenie Y”, a pracodawcami są „chciwi kapitaliści”. Zderzają się zatem
interesy pokolenia, które wyrosło w czasach dobrobytu oraz w przekonaniu, że
dyplom w kieszeni to przepustka do kariery. Pokolenie to często było wychowywane
w sposób bezstresowy, nastawione na styl życia i konsumpcję. Druga strona to
ludzie stawiający w prowadzeniu przedsiębiorstwa na wartości takie jak: jak
produktywność, wydajność, efektywność, nastawienie na wyniki sprzedaży i
zaangażowanie. Czy interesy tych grup są przeciwstawne? Bardzo często tak.
Często na rozmowę młody człowiek przychodzi z nastawieniem: „nie po to tyle lat
studiowałem, żeby teraz harować za 2 tysiące”. Banalne stwierdzenie, że od
czegoś trzeba zacząć i że pracodawcy też trzeba najpierw coś dać, przez wielu
poszukujących nie jest akceptowane. Kandydaci oczekują zbyt wiele. Osoby
zajmujące się rekrutacją dają zbyt mało - w kontekście tych oczekiwań. Trzeba
jednak uczciwie oceniać dzisiejsze uwarunkowania rynku pracy - opieranie swoich
oczekiwań wyłącznie na dyplomie to brak realizmu. W czasach, gdy zdobycie
wyższego wykształcenia nie wymaga wielkiego wysiłku, niestety także
intelektualnego, bo poziom nauczania drastycznie spada, naiwnością jest wiara,
że to wystarczy, by poradzić sobie w wymagającym przedsiębiorstwie.
Nie
znam osoby, która zaczynałaby karierę od razu od stanowiska kierowniczego,
fotela dyrektora czy prestiżu prezesa zarządu. Od pięciocyfrowej pensji plus
bonusy, plus możliwie krótki dzień pracy. Nie znam osoby, która mogłaby
powiedzieć o sobie „biznesmen” bez doświadczenia kilku lat ciężkiej pracy, na
stanowisku, którego tak wiele osób boi się jako czegoś wstydliwego – kontaktu z
klientem, często „na słuchawkach” – bo tak się dziś buduje relacje biznesowe.
Znam natomiast osoby, które od przysłowiowego stażysty bez doświadczenia
zawodowego doszły do stanowisk wysoko sytuowanych i dobrze opłacanych. To osoby,
które o 15.55 nie stały w „blokach startowych”, które stać było na poświęcenie
weekendu na przeczytanie najnowszych branżowych publikacji bez furii i
frustracji, że poświęcają ten czas „za darmo”.
Z pewnością na rynku jest
wielu pracodawców, którzy za ciężką pracę oferują marną płacę i jeszcze
marniejsze perspektywy. Ja reprezentuję pracodawcę otwartego na osoby bardzo
młode, dopiero rozpoczynające życie zawodowe, niezależnie od wykształcenia – bo
dziś w wyuczonym zawodzie pracują chyba tylko lekarze i prawnicy (a i to nie
zawsze). Działając w branży nowych technologii, możemy zaproponować ciekawą
pracę i styczność z najnowszymi trendami medium, na punkcie którego młodzi
ludzie szaleją – Internetu. Proponujemy dobrą płacę, awanse i podwyżki - za
solidną pracę i realizm – realistyczne podejście do swoich kompetencji oraz
gotowość do ciągłej nauki. Deklarowanie „chcę się rozwijać” nie wystarczy - w
ten rozwój trzeba zainwestować. Obserwując kolejne grupy wchodzących na rynek
absolwentów widzimy jak w soczewce polski system edukacji, coraz bardziej
rozbiegający się z wymaganiami rynkowymi stojącymi przed absolwentami. Jednak
nie ma sensu obciążać pretensjami „systemu”, bo i filozof może zostać
menedżerem, a germanistka – specjalistą w teoretycznie odległej dla siebie
branży. Dyplom do tego nie jest niezbędny. Dyplom do tego nie wystarczy. To
banał, ale warto brać do serca porady serwisów ogłoszeniowych mówiące, że na
rozmowę trzeba się „odprasować” i przygotować dobry list motywacyjny, dedykowany
po konkretną firmę, do której aplikujemy. Brak takich podstawowych elementów to
nie jedyne zaniedbania ubiegających się o pracę. Często rekrutera zaskakuje
cynizm kandydatów do pracy i brak profesjonalnego podejścia do rozmowy. Takie
rozmowy aplikacyjne kończą się w niemiłej atmosferze wzajemnego niezrozumienia.
Niestety, zwykle to kandydat przychodzi na rozmowę o pracę nieprzygotowany i źle
nastawiony – to siłą rzeczy mu nie wróży kariery. Dlaczego warto o tym pisać? Bo
praca w Polsce jest, a bezrobocie to niekiedy stan na własne
życzenie.
Małgorzata Kucharska-Grochocka – Pełnomocnik zarządu
ds. personalnych w Sunrise System sp. z o.o.
(zatrudniona na etacie od 3 lat.
Czynna zawodowo od 10. Z wykształcenia kulturoznawca=teoretycznie bez szans na
zatrudnienie?)